Johnnie Walker Platinum Label to 18-letnia szkocka blended whisky z nieco wyższej półki, która zdaniem producenta jest świetnie skomponowana, aromatyczna, bogata i złożona… Opisywany destylat zajmuje przedostatnie miejsce w standardowej hierarchii Johnniego Walkera, ustępując miejsca tylko 25-letniemu Blue Labelowi, również będącego zwykłym blendem. Charakterystyczna prostokątna butelka o pojemności 0,75 litra wygląda olśniewająco, łącząc klasyczną elegancję z nowoczesnością, zamkniętą w gustownym futerale wyglądającym niczym ekskluzywna trumna. Coby nie mówić – takie wydanie dorównuje Chivas Regal 25YO. Johnnie Walker Platinum Label to jednak stosunkowo świeża mieszanka, sprzedawana od zaledwie sześciu lat, której opracowaniem zajął się masterblender Jim Beveridge, korzystający głównie z dorobku gorzelni Glenkinchie, Clynelish oraz Linkwood. Sam trunek kierowany jest do młodych ludzi sukcesu, jacy od karty członkowskiej „klubu złotego członka” wolą „platynowe karty”.
JW Platinum Label to świeża mieszanka, sprzedawana od zaledwie sześciu lat.
Kolor zabutelkowanego destylatu jest głęboko herbaciany, konsystencja zaś przyjemnie oleista, niemniej bardziej to widać po nalaniu do naczynia, aniżeli czuć w ustach. Aromat Johnnie Walker Platinum Label może nie powala złożonością, jest natomiast bardzo klarowny, odświeżający i delikatny. Ogólnie całkiem przyjemny w odbiorze, zupełnie nie przypominając typowych blended whisky, a niebezpiecznie zbliżając do solidnych single maltów klasy Glenfiddich 18YO. Piszę to lekko zszokowany, ponieważ dotychczasowe przygody z tworami Johnnie Walkerem były średnio przyjemne ze wskazaniem na odruchy wymiotne (Red i Black Label to jednak berberuchy). Przechodząc do szczegółów – aromat Johnnie Walker Platinum Label to odrobina karmelu, wanilii, kakao, świeżości cytrusów oraz lekkiego dymu. Fajna mieszanka kojarząca się przede wszystkim z innymi markami będącymi we władaniu Diageo.
Whisky jest całkiem przyjemna w odbiorze, zupełnie nie przypominając typowych blendów.
Lekko podekscytowani wychylamy pierwszego kielonka Johnnie Walker Platinum Label… Hmmm… W smaku najpierw uderza dymna nuta typowa dla Walkerów, jednak zdecydowanie bardziej wygładzona i aksamitna, więc trunek penetruje ślinianki bez grymasu obrzydzenia. Chwilę po przełknięciu destylatu na języku wyczuwalna staje się gorzka czekolada, rodzynki, słód, a następnie trochę dębiny, syropu klonowego, skórki pomarańczy i ponownie wędzonka. Whisky jest gładka, aczkolwiek w kolejnej fazie pojawia się nieznaczne pieczenie, nuta pieprzowa albo cynamonowa silnym akcentem zamykająca stawkę. Finisz w wykonaniu Platinum Label jest naprawdę długi, jednak w odróżnieniu od pozostałych Johnnie Walkerów nie biegniesz do łazienki wyszorować zębów domestosem, żeby natychmiast pozbyć się ordynarnie oscypkowego posmaku. Tutaj jest naprawdę przyjemnie – trochę pieprznie lecz ostatecznie dym tytoniowy i słodycz czekolady zwyciężają, dzięki czemu można się takim „łiskaczem” delektować.
Finisz jest niezły – tym razem nie biegniesz do łazienki wyszorować zębów domestosem.
Chociaż Johnnie Walker Platinum Label nie rozczarował, trudno nazwać tę whisky wybitną czy nawet godną polecenia, albowiem konkurencja okazuje się naprawdę mordercza. Przede wszystkim, najpierw trzeba zapłacić 300-350 złotych za butelkę, co jest sumką nielichą, pozwalającą przebierać w naprawdę znakomitych single maltach i wcale niezgorszych pure i blended whisky. Chivas Regal 18YO można znaleźć za niespełna 200 złotych, a przynajmniej w moim odczuciu jest to destylat znacznie przyjemniejszy w odbiorze. Mało tego! Za niespełna 400 złotych kupimy The Dalmore 18YO, absolutnie fantastycznego single malta. Platinum Label owszem jest całkiem pijalny, to zresztą bezdyskusyjnie najlepszy Jasiek jakiego dotychczas próbowaliśmy, niemniej jednak próg cenowy ustawiono bardzo wysoko…